Moje Byłe Eldorada - sekrety mistrzów EPILOG

Moje Byłe Eldorada  -  sekrety mistrzów

EPILOG

 

          Poniższe uwagi dopisałem pod koniec kwietnia 2006 roku jako pewne uzupełnienie do wcześniejszego nieco materiału pt. „Moje Byłe Eldorada  -  sekrety mistrzów” niedawno prezentowanego na tym Forum. Pierwotnym jego zamysłem było spełnienia życzenia Redakcji Wiadomości Wędkarskich o „pewne rozszerzenie tematu”. Niestety, i ten tekst nie przypadł do gustu niektórym panom z Warszawy.

      Patrząc z perspektywy minionych lat, ze smutkiem konstatuję, że wiele problemów, co do ich poprawy miałem kiedyś naiwną nadzieję, tylko jeszcze się pogłębiło, w wielu przypadkach nastąpiła dalsza, (chyba nieunikniona) degradacja naszej byłej górskiej rzeki, natomiast rozpleniło się to, czego najbardziej się obawiałem, czyli stworzenie gąszcza przepisów, co do sensowności niektórych mam bardzo poważne obawy. Nie mam zamiaru rozwijać tego tematu, lecz moim oponentom w tej sprawie tylko powiem, że pełne prawo do wypowiadania się na temat przepisów wędkowania nabrałem wieloletnią pracą i walką na polu tworzenia odpowiednich regulaminów – i to na szczeblach, zarówno okręgowym jak i Zarządu Głównego PZW. W  końcu – to kiedyś mi niektórzy „działacze” pukali do czoła, gdy w latach 70-tych trąbiłem o wprowadzeniu jakiejś sensownej ochrony pogardzanego przez „wielkich wędkarzy” okonia. I co? Mamy w końcu te 18 cm. A kto walczył o to, aby podczas tzw. odłowów selekcyjnych na górskim Dunajcu nie zabierać do worów i mordować pięknych brzan, które były i będą swoistym bogactwem górnego i średniego biegu Dunajca? I co? Moje gadanie doprowadziło wreszcie do tego, że w końcu skończyła się ta półlegalna działalność różnych tzw. „kółek rybackich” z przydunajcowych miejscowości, których nazw przez litość dla ich mieszkańców nie wymienię, a którzy na moich oczach, późną jesienią, pod Macelową Górą, na słynnej tam bani zgarniali dziesiątkami do sieci, składające się do zimowania, stada okazałych brzan. Że wreszcie ktoś zrozumiał, że od zaprowadzania porządku w środowisku Dunajca nie są jakieś tam „kółka rybackie”, a natura. Wystarczy tylko jej nie przeszkadzać! Ale już nie chcę zanudzać, przejdźmy do tekstu z kwietnia 2006 roku.

 

      Ponieważ Dunajec w rejonie od zbiornika wyrównawczego w Sromowcach Wyżnych do granicy Pienińskiego Parku Narodowego jawi się jako odcinek o wyraźnie zdegradowanym charakterze, (niegdyś był górski!), więc  -  po długim namyśle  - nie polecam go wędkarzom i to z wielu powodów, których nie będę tutaj roztrząsał. Nadal jednak cieszy się on powodzeniem jako łowisko pstrągowo-lipieniowe, dzisiaj chyba tylko z rozpędu, a skutki tego naporu już widać.

Proponuję więc odwiedzenie tej rzeki, ale już dobrze poniżej Krościenka, które to wody zdążyły nieco się zregenerować po przepłynięciu kilkunastu kilometrów, zwłaszcza Przełomem Pienińskim, jeszcze nie ruszonym łapami regulatorów rzek. Oczywiście można już łowić zaraz poniżej ujścia Grajcarka, bo miejsca wyglądają atrakcyjnie, lecz dostęp do nich jest utrudniony, a to murami oporowymi, a to  -  delikatnie mówiąc  -  absurdalnymi zakazami poruszania się lewym brzegiem rzeki. W naszej polskiej rzeczywistości nadal pokutuje absurdalna umysłowa komuna, (tak ja sobie nazywam bizantyjskie myślenie polegające na tym, jak tu człowiekowi bezinteresownie utrudnić życie), która każe zabraniać kolegom-wędkarzom poruszania się lewym brzegiem rzeki (i tam łowienia), bo akurat wzdłuż niego biegnie granica Pienińskiego Parku Narodowego. Kto zna ten odcinek, to słusznie powie, że brodzenie prawą stroną często bywa niemożliwe. Za to lokalne ciągniki i różne inne pojazdy mogą sobie tamtą stroną jeździć, zasmradzać Park spalinami i hałasować! Podobnych bzdur jest więcej  -  odsyłam do wiadomego Wykazu Wód Górskich. Autorom podobnych koncepcji wskazuję jeszcze jedną okazję do wykazania się inwencją. Przecież w Kątach granica PPN (na dosyć długim odcinku) biegnie drogą! A nurtem Dunajca  -  granica państwowa! To co tam mają robić wędkarze? Zamknąć im dostęp, zabronić!  Ale samochody i inne furmanki niech nadal tam jeżdżą, bo w Sromowcach Niżnych jeszcze tylko nie zbudowano lotniska!

No więc, skoro już nie chcemy irytować się idiotycznymi utrudnieniami, a na dodatek, mając tuż nad głową nieustanny ruch samochodowy na ruchliwej szosie do Szczawnicy, udajemy się nieco niżej, gdzie jeszcze jest trochę spokojniej i urokliwiej. Mam na myśli odcinek zaczynający się poniżej muru oporowego na wysokości przysiółka Królowo. Stamtąd już niedaleko do słynnego z dzikich raf Kłodnego, (jest tam plac na drewno, stąd nazwa). W tym miejscu Dunajec zaczyna przebijać się przez skały obok pięknych wzgórz, których prawobrzeżne buczyny stromo schodzą do samej wody. Koryto jest tam typowo pstrągowe, urozmaicone rynnami i wielkimi blokami skalnymi. Brodzenie miejscami możliwe, ale raczej od lewej strony, bo łatwiej. Połów z prawego brzegu jest trudny (ślisko!), ale warto jest tam zapuścić się, bo w bardzo urozmaiconej wodzie można podejść ładnego pstrąga. O lipieniach nie wspominam, żeby nie kusić przed czerwcem, bo te ryby musimy  -  na razie  -  pozostawić w spokoju. Ten niezbyt długi odcinek, najbardziej atrakcyjny od ujścia prawobrzeżnego potoczku Kłodne, kończy się głęboką skalistą (głowacicową) banią na wprost prawobrzeżnych zabudowań wciśniętych pod stokiem góry. Dalej Dunajec płynie szerszym korytem, miejscami nudnym, a miejscami urozmaiconym szalenie śliskimi skalnymi rafami  -  i tak dochodzimy, (brodzimy raczej od prawej strony), do pierwszego mostu wiszącego w Tylmanowej (przysiółek Buciorówka). Ładnie wyglądający prąd poniżej mostu oraz dalsze niezbyt urozmaicone uciągi możemy spokojnie sobie odpuścić. Dawno już minęły czasy, gdy z tego prądu schodziło się z pięknymi pstrągami, a nieco poniżej  -  jesienią z okazałymi lipieniami. Godny uwagi jest wlot Dunajca do płani na wprost ujścia prawobrzeżnego potoku Kliniec. Nieco wyżej oraz w samej rynnie  -  liczne pstrągi, no i grube brzany, do których przymierzamy się dużą, ciężką nimfą. Niżej  -  kilka kilometrów, które możemy sobie odpuścić, bo dawno już minęły czasy, gdy następujące tam po sobie równe uciągi i płanie były znanymi łowiskami lipieni. Rzeka zaczyna być pstrągowo interesująca tak gdzieś na wysokości kościoła w Tylmanowej, ale ostatnio dostęp do niej stał się bardzo trudny, a to z prostego powodu, że panowie od murów oporowych  - jak zwykle  -  zapomnieli o zrobieniu, choćby prymitywnych, zejść dla wędkarzy. To też swego rodzaju popularna nad Dunajcem „komuna”.

Idąc dalej (lewą stroną) mamy interesujące, lecz miejscami trudne do brodzenia odcinki, aż wreszcie dochodzimy do muru oporowego nieco powyżej ujścia Ochotnicy. Miejsca piękne, lecz okropnie trudne, bo od lewej mur i zaraz głęboki prąd, a od prawej wyślizgane piramidalne rafy i głębokie szczeliny pomiędzy nimi. Brodzenie prawą stroną tego pięknego miejsca jest karą za grzechy! Za to cały ten odcinek, (przez wędkarzy nazywany Akwarium), kusi stanowiskami grubych pstrągów, lipieni i głowacic, choć jest to miejsce raczej spinningowe. A niżej nie trzeba się już pchać z muchówką, choć piękne miejsca trafiają się aż do Nowego Sącza, (choćby np. Marszowice, Gołkowice).

      Jakiż więc sprzęt powinien sprawić sobie muszkarz chcący zmierzyć się z dość dużą rzeką? Powiem, co trzeba by na teraz, z pominięciem sprzętu lipieniowego, a to z dwóch powodów: Po pierwsze  -  lipienia tam prawie nie ma, a po drugie  -  ma on teraz parasol ochronny; może stado się odrodzi do stanu z lat 70-tych?

      Do mokrej muszki wędzisko  -  powiedzmy  -  wystarczy 8 stóp (ok. 2,40 m.), akcja powolna, do linki nr 5 lub 6.

      Do suchej  -  też ok. 2,40 m., akcja szybka, linka też 5 lub 6.

      Do nimfy jednak dłuższe (np. 10 stóp » 3 m.), akcja powolna, jeśli przymierzamy się do brzan, to linka 6 lub 7, bo do grubszej ryby grubszy sprzęt.

Polecałbym wędziska 2-częściowe, bo lepiej pracują, choć są nieco kłopotliwe w transporcie. Często oferowane jako praktyczne kilkuczęściowe zestawy mieszczące się np. w teczce pozostawiałbym wyłącznie okazjonalnym „wędkarzom” na delegacji.

      Linki  -  na początek  -  tylko pływające (floating) wybieramy w najmniej jaskrawych kolorach. Na linki o bardziej skomplikowanych właściwościach, (np. tonące, z tonącym końcem, intermediate, shooting head, itp.) mamy czas, gdy poćwiczymy sobie na pływającej.

      Kołowrotek musi być dobrany wagowo do wędziska! U znającego się na rzeczy muszkarza nie istnieje pojęcie lekki lub ciężki kołowrotek! Ten magazyn na linkę powinien mieć taki ciężar, aby cały zestaw dobrze leżał w ręce, tzn. środek jego ciężkości musi wypadać na rękojeści nieco powyżej uchwytu ręką łowiącego. Stąd  -  ciężka muchówka  -  cięższy kołowrotek, lekka  -  odpowiednio lżejszy.

      Przypony  -  trudno tutaj krótko omówić ich różnorodność przy rozlicznych zastosowaniach. Długość przyponu powinna być rzędu długości wędziska, a grubość ostatniego odcinka żyłki  -  zależnie od wędkarskiego zamiaru, no i od wprawy. W handlu dostępne są koniczne przypony, zarówno tonące jak i pływające, można więc w nich przebierać. Początkującym muszkarzom zalecam grubsze żyłki (od 0,18 mm wzwyż); dzięki czemu stracą mniej muszek na różnych zaczepach. 

      W doborze muszek zalecam umiar i rozwagę. Zbyt obficie napełnione pudełka służą do pokazywania ich zawartości kolegom, podczas gdy łowimy na kilka zaledwie rodzajów, (gdy jesteśmy rozsądni). Wracając do doboru: Zgodnie z licznymi sugestiami, w mojej ostatnio wydanej książce „Sztuczne Muszki”, (dostępna na rynku), umieściłem wiele uwag nt. ich zastosowań, co niewątpliwie będzie pewnym drogowskazem dla początkujących, (a może i nie tylko), muszkarzy.

Mając zamiar zaopatrzyć się w sprzęt muchowy, powinniśmy go kupować, (a obecnie jest w czym wybierać!), z pomocą doświadczonego muszkarza, gdyż niemożliwe jest, abym w tym miejscu mógł umieścić jakieś uniwersalne wytyczne. Ta sama zresztą uwaga dotyczy innego, pomocniczego wyposażenia muszkarza, które  -  na początek  -  wcale nie musi zajmować całego samochodu z bagażnikiem włącznie!

W miarę nabierania doświadczenia powiększamy swoje zasoby, ale pamiętajmy, z umiarem!

Warunkami złowienia ryby są nie ilości i nie ceny różnorodnego sprzętu, lecz, po pierwsze  -  aby ryba znajdowała się tam, gdzie akurat łowimy, a po drugie  -  abyśmy mocno wierzyli w swoje umiejętności i muszkę.

 

Kraków, dnia 24 kwietnia 2006

Wojciech Węglarski

Inne artykuły autora:

Artykuł, który ściśle wiąże się z Epiologiem.

History flytying / Moje byłe Eldorada - Prolog

________________________________________________________

History flytying / Polskie nazwy muszek

History flytying / Hofland’s Fancy – muszka-legenda, muszka-nestor

History flytying / RED SPINNER – wczoraj i dziś

 


Komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz

Przejdź do logowania
Partnerzy i wspierający GM
Gamakatsu