Ocalone od zapomnienia, czyli pokręcone losy świadków dawnych dni

Ocalone od zapomnienia, czyli  pokręcone losy świadków dawnych dni

      Dawno, dawno temu – nawet nie pamiętam dokładnego roku – przy którychś tam kolejnych odwiedzinach w mieszkaniu nieodżałowanej pamięci Pana Tadeusza Godzickiego, otrzymałem w prezencie okazałą garść sztucznych muszek, których zarówno wygląd jak i opowieści samego Pana Tadeusza potwierdzały ich historyczne, przedwojenne pochodzenie. W większości, były to muszki trociowe i łososiowe. Tych mniejszych pstrągowych było zdecydowanie mniej, bo Pan Tadeusz raczej preferował pstrągi, stąd pozostała mu ich mała ilość, bo resztę poszarpały pstrągi, albo pozostały w wodzie na licznych zaczepach. Ot, taki los prawie każdej muszki! Ponieważ Pan Tadeusz był osobą raczej majętną, więc stać go było na muszki „z wyższej półki”, stąd wiele z nich pochodziło z renomowanych brytyjskich firm takich jak Hardy Bros, Milward’s czy Allcock. Zresztą było to widać po „rasowym” wyglądzie większości tych muszek. Nie oznaczało to jednak, że nie kupował także i w mniej renomowanych, (a więc tańszych), firmach. A po czym można to było poznać? Ano, że niektóre rozwiązania – zwłaszcza  trociowe – miały zastosowane tanie zastępcze materiały, a najczęściej były to promienie lotek lub sterówek indyka, zamiast rasowych pokrywowych pasm z mallardów lub grouse (szkocka pardwa). No i już nie te haczyki, nie te brytyjskie kształty.

I tak, przez szacunek do tych zabytków, trzymałem je sobie spokojnie w pudełeczkach - i to był mój okropny błąd! Te cholerne mole, które jakoś dostały się do niby szczelnych opakowań, zrobiły potworną wycinkę w moich zbiorach. W swej żarłoczności pozostawiały przeważnie prawie gołe haczyki. A miały wyjątkowy apetyt akurat na skrzydełka z mallardów, indyk im mniej smakował! To, co uratowało się od zniszczenia, spakowałem już do szczelnych torebek strunowych i trzymałem w swoim niby domowym muzeum. Ale już w lutym 2012 – tak, „pro memoriam” – utworzyłem sobie w komputerze dokumentację, ot tak, bo lubię mieć. I dobrze zrobiłem, bo tego rodzaju zasobów mole napewno już nie ruszą, a pozostanie cenna pamiątka dawnych czasów. Poniżej zamieszczam te skany, a warto się nad nimi pochylić.

Jeszcze jedno, ale to tylko do P.T. wszelkiej maści niedowiarków, hejterów itp. „czepialskich”: A tych, którym przyjdzie do głowy myśl, że ten Węglarski podpina się swoimi skanami do cudzej kolekcji, zapraszam do wglądu w mój komputer, gdzie w odpowiednim miejscu stoi jak byk data sporządzenia poniższych skanów: „2012-02 lut.” A tego nie da się na dysku spreparować! To tyle, dla jasności sprawy.

Popatrzmy więc na te skany.

Jak widać, tyle wtedy tego było, choć i tutaj mole nie próżnowały!.

      No i tutaj dalszy ciąg tej historii: Wkrótce nieodżałowanej pamięci Andrzej Fox, z którym znaliśmy się dobrze od kilkunastu lat, fanatyk i teoretyk niezbyt popularnego niegdyś w Krakowie wędkarstwa muchowego, tak długo zabiegał, aż wydobył ode mnie te muszki. A że poszły w dobre ręce, to byłem tego pewien na 100%! Wiedziałem o Jego dużym zbiorze brytyjskich muszek pstrągowych, który „odziedziczył” po b. członku ZO PZW w Krakowie, krakowskim muszkarzu Panu Łubie, (o ile miałem na ten temat dobre informacje). Ten zbiór miałem sposobność – jako nieliczny – oglądać. Muszki były osobno przechowywane w szczelnych metalowych niby probówkach, przez co były skutecznie chronione przed tymi cholernymi molami, które narobiły wiele szkód w moich muchowych zasobach – o czym już zresztą było. Nawet niektórzy nasi koledzy mieli lekkie pretensje do Andrzeja, bo podobno te swoje zabytkowe muszki stosował także podczas swoich muszkarskich wypraw. Ja takiej profanacji nie zauważyłem, więc sprawę przytaczam jako anegdotę.

      Wracając do tych byłych moich muszek: Andrzej je sobie po swojemu popakował wcielając do istniejącej już kolekcji. Potem nastąpiły złe dni, miesiące i lata – pełne dolegliwości i chorób. W ostatnich miesiącach swego życia nawet zaczął interesować się kilkunastoma najmniejszymi brytyjskimi muszkami, które mi pozostały z daru Pana Tadeusza Godzickiego. No, ale galopująca choroba okazała się szybsza… Andrzej przeniósł się do innego świata w dniu 1 kwietnia 2015 r. Ta reszta muszek pozostała więc u mnie. Natomiast ta spuścizna, którą Kolega Ruszkiewicz zdołał pozyskać od syna Andrzeja, to (chyba część?) znalazła się na forum galeriamuchowa, gdzie jeden z zestawów, nazwany został „Muszki z kolekcji Milward” jako część zbioru: „Muchy z kolekcji ś.p. Andrzeja Foxa…lata 1920-1930”. Ale od pewnego czasu męczy mnie natrętna myśl: Gdzie podziały się te muszki, które niegdyś zeskanowałem, a które – zrządzeniem losu – trafiły wpierw w dobre ręce Andrzeja, a później z kolei – Sebastiana Ruszkiewicza? Chyba jednak nie przepadły, mam nadzieję? I tak to się poskładało…

      Niedawno doszedłem do przekonania, że warto by było pokazać i te mokre muszki, których Andrzej nie zdążył ode mnie „wyciągnąć”, (w pozytywnym zresztą tego słowa znaczeniu). Niedawno więc wykonałem kilka skanów, które poniżej przedstawiam, oraz dodałem krótkie komentarze, aby taka prezentacja nie wypadła za sucho.

Zestaw pierwszy:

Są to mikroskopijne mokre muszki (na haczykach #18-20) – chyba jednak lipieniowe. Warto tutaj zadumać się nad mrówczą pracą ich wykonawców, za marne - już wtedy – pensy lub inne grosze. Dobrze je poznajemy- kolejno - od lewej:

Black Gnat; Yellow Dun; Red Spinner; August Dun

March Brown Male; Black Gnat; Red Spinner; M.B.M. – (ślady moli)

 

Zestaw drugi:

Też miniaturki, lecz tylko #16 – możliwe że i pstrągowe. Też świadectwo wysokiego kunsztu ich wykonawców.

Tu też – „starzy znajomi”, kolejno:

Blue Dun; Black Quill; Black Quill; Iron Dun

Water Cricket; March Brown Male; Yellow May Dun; Partridge and Yellow

 

Zestaw trzeci:

Też niewielkie muszki, tylko „już” #14 – możliwe że raczej pstrągowe.

Tu też – „starzy znajomi”, kolejno:

Blue Dun; White Moth

August Dun; Yellow Quill; Gold Ribbed Hare’s Ear

 

Teraz pokażę kilka przyponów jedwabnikowych z muszkami na haczykach bez oczek. Jeśli dobrze pamiętam, w II połowie lat 70-tych podarował mi, ich kilkanaście sztuk,  ś.p. prof. Roman Ciesielski – ówczesny Rektor Politechniki Krakowskiej. Tam dopiero mole porobiły wycinkę! To, co ocalało, to niewielki procent tych wszystkich otrzymanych starodawnych przyponów z muszkami.

 Warto zauważyć, że to przeważnie „nówki”, (bo nie widać śladów ich używania), choć te wykonania datują je na conajmniej pierwsze lata XX wieku. Jakim cudem uchowały się takie zabytki?

 

Zestaw czwarty:

Piękne haczyki Limerick #10

Zestaw piąty:

Piękne haczyki Sneck #10

Zestaw szósty:

Brown Ant (?) na pięknych haczykach Sneck #10

Zestaw siódmy:

A to March Brown Female na haczykach Limerick #14

Zestaw ósmy:

Oto oryginalne opakowanie mokrych March Brown na pięknych haczykach #14 Sneck. Jedna muszka jeszcze oryginalnie wpięta w firmowy celofanik!

I to by było tyle, czy aż tyle?

A teraz kilka słów ogólniejszych refleksji, aby tak nagle nie kończyć tego przynudzania.

      Przyglądnijmy się, jeszcze raz – ale dokładnie – ile kunsztu włożono w pokazywane tu muszki. Jak wyważone są tam proporcje – zarówno kolorystyczne jak i konstrukcyjne. Jak świetnie radzono sobie wtedy ze znacznym, (w porównaniu do naszych czasów), ubóstwem materiałów, zwłaszcza odpowiednio cienkich a mocnych nici wiodących. A przypomnę, w tamtych czasach dysponowano wyłącznie naturalnym jedwabiem, a jak z nim sobie radzono, to widzimy choćby w konstrukcji maleńkiej #20 mokrej Red Spinner (vide - zestaw pierwszy).

Teraz skonfrontujmy sobie wizerunki tych dawnych klejnocików, (mimo „molowych” niejednokrotnie uszkodzeń), z koszmarnymi syntetycznymi i niechlujnymi klecidłami, przez pomyłkę przezywanych „sztucznymi muszkami”, których szeroką gamę oferują różne firmy, firmki, portale i portaliki – z tym dużym na czele (na literę „A”- że dokładniej nie „ulokuję produktu”)! Ta nieznośna maniera stosowania, przeważnie tam gdzie niekoniecznie trzeba, syntetycznych substytutów; to przekleństwo, które rozpanoszyło się na dobre pod koniec XX wieku! Te pseudoekologiczne teorie na temat – na przykład – przymiarek do całkowitego zakazu łowiectwa, te ostatnie zakusy nawet przeciwko wędkarstwu, (pewnej pani posłance też się głupio chlapnęło na ten temat!), to ma być wytłumaczenie na konieczność powszechnego stosowania plastików? A co w tym najtragiczniejsze, to bezmiar zakłamania głosicieli tych niby „ekologicznych” haseł, to bezmiar bełkotu „obrońców” różnych wolnych krów, wolnych kur, czy innych wolnych nutrii! Znaj proporcje, mocium Panie – mawiał niegdyś hrabia Fredro! No, ale skoro ci różni krzykacze bywają niejednokrotnie finansowani z bardzo podejrzanych źródeł, to muszą oni tańczyć tak, jak im zagrają… Pamiętacie wrzawę przeciwko hodowli zwierząt futerkowych w Polsce ? A może nie wiecie, kto chciał uwalić w Polsce tę groźną dla ich biznesów konkurencję ? Pooglądajcie sobie nieco portale internetowe, np. MSN. Tam ostatnio było dużo na temat finansowania pewnego „ekologicznego” ruchu przez pewien duży wschodni kraj…

Ale, do rzeczy:

Z tymi wszystkimi muszkarskimi „nowinkami”, bywa mniej-więcej podobnie jak opisana poniżej moja amerykańska przygoda: Jeszcze w latach 80-tych, będąc w USA, byłem bardzo uroczyście podejmowany w pewnym szacownym polonijnym domu. I wyobraźcie sobie – wystawny obiad podano na jednorazowych plastikowych talerzach, plastikowe też były jednorazowe widelce i noże! Jak w podrzędnym barze przy autostradzie! Bo gospodarzom (podobno) nie chciało się zmywać naczyń! A pani domu pochodziła z przedwojennej polskiej nauczycielskiej rodziny z Wołynia, gdzie wszyscy oni (rodzice + dwóch synków), cudem uniknąwszy wideł lub siekier „wyzwolicieli” naszych Kresów w 1943 roku, po długiej tułaczce w końcu „wylądowali” na Greenpoincie w USA! A jaki to ma związek z muszkami? Ano taki, że dziadostwo ma się dobrze zarówno w pudełku z muszkami, jak i w domu zasłużonego amerykańskiego polonusa. Kojarzycie to sobie?

Ale już kończę, bo zacząłem zjeżdżać z głównej linii tych nieco nostalgicznych rozważań.

 

Wojciech Węglarski

wwegl@wp.pl

Kraków, luty/marzec 2022

 

 


Komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz

Przejdź do logowania
Partnerzy i wspierający GM
Gamakatsu